Postępy małe, ale są + wścibskie sąsiadki...
Zobaczcie, jak u nas zrobiło się czyściutko! Najpierw zasypaliśmy fundament i ubiliśmy go (specjalne podziękowania dla kolegi, który pożyczył nam zagęszczarkę) a następnego dnia przyjechał beton i zalaliśmy pierwszą wylewkę-chudziak. Dziś, korzystając z przepięknej pogody mężuś pomalował funament dysperbitem. I byle do piątku, ewentulanie soboty - wtedy zaczynamy murować. Jeszcze się zastanwaiamy kiedy, bo murarz powiedział nam, że w piątek nie zaczyna się roboty... bo "w piątek zły początek"... Ja się wystraszyłam, bo jestem trochę przesądna, ale mąż mój to wyśmiał i stwierdził, że my JUŻ zaczęliśmy... problem tylko w tym, że kopara też zaczęła w piątek... Co o tym sądzicie?
Na domiar złego, Pan murarz - Ignac był zaskoczony, gdy mąż zadzwonił się umówić, powiedział, że nasza przyszła sąsiadka przyszła do niego (!)(murarz mieszka 200m od budowy) i powiedziała, że on raczej nam potrzebny nie będzie, bo już SAMI zaczęliśmy murować... Kij z tym, że na działce nie mamy jescze ani bloczków, ani cementu... I on jest zaskoczony, że jest nam potrzebny - tak jakbyśmy z nim tydzień wcześniej nie gadali to tym kiedy zaczynamy budować...
Ehhh nie ma to jak wśibskie oko uczynnej sąsiadki, która z nudów siedzi sobie w oknie i wymyśla sobie teorie spiskowe i co gorsza rozsiewa je!!!
Pozdrawiamy serdecznie!